Ucz się na błędach. Jak się (nie) robi trawnika?
W lutym zapadła decyzja - robimy wreszcie porządek na naszej dzikiej, zarośniętej chwastami i krzewami działce o powierzchni 5000 m2. Zakładamy trawnik, zwykły trawnik, bez jakiegoś specjalnego przeznaczenia. Po zebranych później doświadczeniach nigdy już nie powiem, że założenie zwykłego trawnika to łatwa i prosta sprawa.
Uzgodnienia wstępne
Szukamy wykonawców w Internecie. Padają ceny ok. 5 zł/m2 i dość odległe terminy realizacji. Umawiamy się na rozmowę z wykonawcą, który wstępnie wycenia na 3 zł/m2 i może zabrać się do roboty w najbliższym czasie. Po obejrzeniu działki uzgadniamy z wykonawcą plan robót, harmonogram i wycenę poszczególnych etapów. Całość będzie jednak kosztować 25 000 zł brutto.
Koszenie
Teren działki jest miejscami nierówny (wykopy po szklarniach), zatem będzie trochę roboty dla koparki. Zresztą całą działkę trzeba będzie równać spychaczem. Mimo to wykonawca uważał, że prace trzeba rozpocząć od koszenia zeszłorocznych chwastów, bo koparka-spychacz nie dałaby sobie z nimi rady.
W połowie marca, gdy zawitała spóźniona zima, na pole wkroczyło dwóch panów z kosami spalinowymi. Pracowali 3 godziny (zdjęcia obok), skosili trochę chwastów, ścięli część krzewów, a resztę zostawili dla koparki. Ten etap kosztował 2440 zł brutto. To sporo jak za 6 roboczogodzin pracy kosiarzy.
Odchwaszczanie
Teraz trzeba spryskać całe pole środkiem, który niszczy wszelkie rośliny (chwasty i trawę), żeby nie odrastały po przekopaniu gruntu. Zaskoczyło nas, że oprysk ma być wykonany bez sprzątnięcia miejscami grubej warstwy ściętych wcześniej chwastów. Przecież specyfik o bojowej nazwie Arsenal ma przeniknąć do gruntu i niszczyć korzenie.
Dzielimy się naszymi wątpliwościami z wykonawcą, przy okazji pytając, co ma się dalej stać ze ściętymi chwastami, krzewami, kamieniami i innym śmieciem. Na te pytania i wątpliwości wykonawca ma proste odpowiedzi.
Po pierwsze, oprysk wykonuje się pod wysokim ciśnieniem (ileś tam barów), zatem tak silny strumień rozrzuci i wymiecie warstwę pokosu, a środek roślinobójczy bez trudu osiągnie powierzchnię gruntu, by dalej weń wniknąć. A ścięte krzewy, chwasty i inne śmieci... zostaną pogrzebane w dołach, o głębokości 4 m, które wykopie koparka.
Co do odchwaszczania, to nasze obserwacje nie potwierdziły „rozpierzchania się” pokosu pod wpływem silnego strumienia oprysku. Zresztą po dwóch tygodniach od oprysku pole pięknie się zazieleniło i rośliny jakby nie doznały żadnego szwanku.
Głównie liczyliśmy na likwidację możliwości odrastania perzu. Już po zakończeniu i rozliczeniu prac wykonawca rozwiał wszelkie nasze złudzenia „w tym temacie”, przyznając szczerze, że na perz nie ma sposobu i będzie on sobie nadal rósł. Niejako przy okazji wykonawca odchwaścił nam również sąsiedni stary trawnik. Środek o nazwie Chwastox miał zniszczyć chwasty (głównie chodziło nam o mlecze), nie uszkadzając trawy.
Takie selektywne niszczenie objaśniono nam zresztą bardzo ciekawą teorią opartą na różnych preferencjach trawy i chwastów co do liczby pH gruntu. Jednak w naszym przypadku rośliny chyba nie znały tej teorii (a może zrobiono coś nie tak), bo po kilku tygodniach trawnik wyglądał jak co roku na wiosnę (zdjęcie obok), pięknie ukwiecony mleczami. Operację odchwaszczania wykonywały dwie osoby przez 4 godziny, a jej koszt w kalkulacji opiewał na 1220 zł brutto.
Od redakcji:
|
|
Koparki
Dwa tygodnie po odchwaszczaniu, dokładnie pierwszego kwietnia, wjechały dwie maszyny, które pracowały przez 4 dni po 9 godzin, aż serce rosło.
Kopały doły, w których grzebały śmieci, zdzierały starą darninę, zasypywały doły i jamy, równały teren. To był okres przypływu naszego optymizmu i nowej nadziei, że mimo różnych wcześniejszych wątpliwości, może jednak wykonawca potrafi zrobić trawnik. Jak się później okazało, ten zasadniczy etap prac wykonawca zlecił innej firmie, zakładającej trawniki.
Na piąty dzień ten sam podwykonawca, posiadający ciężki sprzęt, wjechał z glebogryzarką, która pracowała 4 godziny. Na z grubsza wyrównanym gruncie zaczęto rozkładać, w odstępach kilkumetrowych, worki z torfem. Aha, podwykonawca z ciężkim sprzętem wziął od naszego wykonawcy kwotę 7000 zł + VAT (oczywiście środki te pochodziły z naszej zaliczki).
|
Torf
Na początku uzgodniliśmy przywiezienie ziemi. Miało być 10 ciężarówek, razem około 100 m3 ziemi, aby osiągnąć dwucentymetrową warstwę. Zamiast tego na plac wjechało 500 worków torfu po 80 litrów.
Ależ to jeszcze lepiej – odpowiedział wykonawca na nasze zastrzeżenia. Zamiast 10 ciężarówek z ziemią, której byłoby 50 m3 (tym razem wykonawca przyjął, że na ciężarówkę-wywrotkę mieści się 5 m3), dostajecie państwo 40 m3 wysokogatunkowego, odkwaszonego torfu, a torf daje efekt objętościowo dwa razy większy niż ziemia. Spasowaliśmy, choć było oczywiste, że będzie to ledwie symboliczna warstwa torfu.
Ostatecznie, po nierównym, byle jakim rozsypaniu torfu z worków, mamy tylko placki przykryte torfem (jak na zdjęciu).
|
Wałowanie, nawożenie, sianie
Wykonawca zgłasza, że następnego dnia sieje trawę i na tym kończy zakładanie trawnika. Wieczorem po pracy, w przeddzień zapowiadanego finału, oglądamy osiągnięty stan i nie wierzymy własnym oczom. Kartoflisko zanieczyszczone korzeniami, kamieniami, szkłem – oto co widzimy.
Nazajutrz, przed rozpoczęciem prac, odbywa się burzliwa rozmowa z wykonawcą. Pytamy: Dlaczego niewyczyszczone? Dlaczego niewyrównane? Dlaczego niezwałowane? Jak zwykle, na wszystko ma odpowiedź. Bo glina, której się rozkruszyć, bo wałowanie stukilogramowym wałem nie daje widocznych efektów, bo w ogóle to trzeba by było nawieźć 100 ciężarówek ziemi, to byłby ładny trawnik, ale ile by to kosztowało?
A śmieci? – Skądże, zbierano, a jeśli coś jeszcze zostało, to dzisiaj sprzątniemy. A dlaczego nie zwałowano cięższym wałem? – Bo tu jest glina i by się kręcił w miejscu, zapadłby się i już by nie wyjechał. Tak naprawdę to glina jest tylko na 1/5 powierzchni pola, reszta – piasek. A nawożenie będzie? – Będzie. A wałowanie po siewie? – Będzie.
Po południu odbieramy trawnik. Stan powierzchni gruntu jest bez zmian (zdjęcia), tyle że widać rozsypane nierówno ziarna trawy (sianie wykonano ręcznie). Sytuacja jest oczywiście skandaliczna i normalną reakcją inwestora powinno być wstrzymanie płatności ostatniej transzy i zażądanie poprawek. Jednak znając już możliwości wykonawcy, decydujemy się na rozliczenie.
|
Epilog
Korzystając z długiego weekendu majowego, w kilka osób grabimy i sprzątamy nasz trawnik. Po czterech pracowitych dniach, po zebraniu kilkunastu taczek śmieci (zdjęcia), zrobiło się trochę przyjemniej dla oka.
A po dwóch tygodniach, gdy się pięknie zazieleniło (widać na zdjęciu otwierającym ten artykuł), osłabła nasza złość i żal do wykonawcy. Może na takim właśnie działaniu polega profesjonalizm w tej branży? Przecież mówił, że już 20 lat zakłada trawniki.
Trzy tygodnie po sianiu wykonaliśmy pierwsze koszenie w miejscu, gdzie rozrzucono darń – tu najszybciej trawnik zrobił się zielony, bo odrosła stara trawa z perzem.
No cóż, wygląda to jak wygląda. Pocieszam się, że słynne angielskie murawy mają jedną ponoć tylko tajemnicę – trzeba zasiać trawę i cierpliwie kosić ją przez 300 lat. OK pożyjemy, zobaczymy!
Wiesław Marciniak
Małgorzata Cuch
Komentarze