1 Przetworów robię mało
Na własny użytek wystarczy tyle, co kot napłakał... Ot kilka słoiczków malin, parę butelek soku wiśniowego, jedna karafka owocowej nalewki i tyle. Nadmiarem zbiorów należy się dzielić. Oddawać znajomym, sąsiadom z działki obok i dalekim krewnym. Sobie zostawiamy niewiele.
2 Bez poświęceń i męczeństwa
Najgorsza zasada, którą możemy się kierować to… przerobić to wszystko w jeden weekend, bo się zmarnuje. Puśćmy to wolno i wróćmy do zasady numer 1 i oddajmy część zbiorów innym, a sobie zostawmy tyle, żeby wystarczył jeden wieczór na przerobienie np. wiśni na soki.
Jeśli oddamy część zbiorów znajomym, karma do nas wróci w postaci już gotowych przetworów. Bo wypada się odwdzięczyć. I dzięki temu rękoma przyjaciół zyskamy kolejne słoiki na półkach w spiżarni, a także nowe receptury na kolejne sezony. Ja tak dostałam przepis na czekośliwkę.
3 Wykorzystuję bogactwo natury
Mam działkę, ale jej zawartość w domowym przetwórstwie mnie nie ogranicza. Zbieram mniszek z łąki i przerabiam na syrop. Kwiaty czarnego bzu przerabiam na fermentowanego szampana! Do słoików dorzucam liście krwawnika czy podagrycznika. W nalewkach wykorzystuję łąkowe zioła, zielone orzechy włoskie, a nawet młode pędy sosny.
4 Pracą się dzielimy
Podczas tworzenia słoików pracujemy wszyscy. Mali, duzi, pokoleniowo, po sąsiedzku, po koleżeńsku. Zamiast na kawę do cukierni zaprośmy przyjaciółki na obieranie jabłek. Pewnie nie mają swoich działek, więc wyjdą po takim wieczorze obdarowane kilkoma słoikami. I przepisem na lata.
5 Dzieci lubią zabawę
Potraktujmy robienie przetworów jak dobrą zabawę. Do drelowania wiśni zaprośmy dzieci, wnuki i prawnuki, dzieci własne, obce i z pobliskiej szkoły. W ten sposób mam zawsze wydrylowane wiśnie i zebrane tony kwiatków mniszka lekarskiego. Wystarczy konkurs: kto szybciej i więcej. No i nagroda w postaci fantastycznego deseru będzie strzałem w dziesiątkę.
6 Wykorzystuję dzikie owoce, szanuję stare odmiany
Wykorzystuję w swojej kuchni owoce derenia, dzikie mirabelki, aronię, rokitnik, jarzębinę, owoce i kwiaty dzikiej róży. To moc natury daje nam zdrowie. Nie potrafię przejść obojętnie obok drzewka dzikich śliwek. To bogactwo witamin sto razy lepsze niż jabłka kupione w supermarkecie.
7 Bez poparzeń wrzątkiem
Zamiast pasteryzować przetwory w dużych garnkach (pasteryzacja na mokro), używam metody z piekarnikiem (pasteryzacja na sucho). Zakręcone słoiki wkładam do chłodnego piekarnika. Ustawiam temperaturę na 120 stopni. „Zapiekam słoiki” w tej temperaturze 30 minut. Potem zostawiam jeszcze w wyłączonym piekarniku na 20 minut. Wyciągam, szczelnie dokręcam i odwracam do góry dnem do zassania na noc na ściereczce.
8 Dobry sprzęt to podstawa
Mam sokownik, drylownicę, pałkę i durszlak do przecierania wiśni, szczypce do wkładania i wyjmowania wyparzanych słoików. Bez tego trudno czasami ruszyć z domowym przetwórstwem. Słoiki na przetwory zbieram cały rok w piwnicy. Dzięki temu nie muszę nagle jeździć po całym mieście w poszukiwaniu szkła. Zwykle z każdym rokiem kupne denka od słoików są też coraz gorszej jakości.
9 Tylko zdrowe okazy
Odrzucam owoce miękkie, mocno obite, pociemniałe i nadpsute. Wiem, że żal wyrzucać, ale jeśli wpuszczę pleśń do przetwórstwa cała partia słoików się zmarnuje.
10 Nie marnuję
Obierki z jabłek i gruszek przerabiam na ocet. Kiepskie owoce wrzucam na ogrodowy kompost albo oddaję dla zwierząt gospodarskich. Zioła maceruję z gałązkami. Owoce w gorszej kondycji idą na ukiszenie i do lemoniad. Staram się jak najwięcej wykorzystać z tego, co przynoszą moje zbiory.
Tekst: Katarzyna Gubała, zdjęcie tytułowe Marcin Kaźmieruk