Skąd te nawłocie?
W Polsce pierwsze nawłocie zanotowano w 1872 w Małopolsce, dzisiaj zresztą w okolicach Krakowa czy Lublina dominuje w krajobrazie rolniczym, z impetem zajmując pobocza nasypów kolejowych, czy nieuprawiane połacie łąk i pól, a nawet śródleśne polany. Angielska nazwa tej rośliny „Goldenrod” – złota rózga, oddaje nie tylko twardość i hardość rośliny, ale sugeruje pewne negatywne konotacje. I to prawda, bo to bardzo niebezpieczna roślina inwazyjna, badana na wiele sposobów, z wykorzystaniem metod obserwacyjnych, jak i zaawansowanych eksperymentów. Można nawet by powiedzieć złośliwie, wiemy niemal wszystko, ale nie możemy sobie z nią poradzić – zgodnie mówią naukowcy zajmujący się tym gatunkiem.
Nawłoć nie potrzebuje wiele, miejsce sobie sama wywalczy i dzięki dużej dynamice wzrostu skutecznie konkuruje o światło i składniki odżywcze z rodzimymi gatunkami. Później w nawłociowiskach praktycznie niemożliwe są odnowienia gatunków rodzimych, nawet małych drzew i krzewów, gdyż utrudnione jest kiełkowanie siewek. Obecność nawłoci kanadyjskiej powoduje zmiany właściwości gleby, a jej obecność przyczynia się m.in. do zwiększenia pH podłoża, zawartości azotu, węgla i substancji organicznych.
Czy nawłoć jest niebezpieczna dla środowiska i człowieka?
Pewnym paradoksem jest, że roślina wykorzystywana jako pożytek dla pszczół, przyczynia się do ograniczenie liczebności krajowych zapylaczy, szczególnie dzikich pszczół i bzygowatych, odwiedzających kwiaty. Owady należące do grupy zapylaczy w siedliskach łąkowych (motyle dzienne, pszczoły, bzygowate) są wrażliwe i wycofują się z miejsc zajmowanych przez inwazyjne nawłocie. Te ostatnie dostarczają co prawda nektaru, ale nie są w stanie zastąpić produkcji wypartych rodzimych gatunków roślin, zarówno pod względem różnorodności, jak i ilości nektaru. Znane są przypadki, gdzie w płatach z udziałem inwazyjnych roślin, różnorodność zapylaczy spadła aż o 90%.
Czy nawłoć może być niebezpieczna dla człowieka? – to jedno z pytań, o które często pytają osoby stykające się z problematyka gatunków inwazyjnych. Także i tutaj nawłoć nie pozostaje bez winy. Może powodować katar sienny u ludzi, zwłaszcza przy suchej i wietrznej pogodzie, kiedy to stężenie pyłku w powietrzu może przeszkadzać wrażliwym osobom.
Jak pozbyć się nawłoci?
Przede wszystkim trzeba chcieć, a wiele osób po prostu nie rozpoznaje tej rośliny, a już zupełnie zaniedbuje jej silny inwazyjny charakter. Tak jak wiosna były w mediach społecznościowych modne zdjęcia w kwitnącym jasnożółto rzepaku, tak jesienią spotkamy wiele zdjęć z nawłociami. Może nie są tak efektowne, ale o ile rzepak bywa rozpoznawany, to podpisy pod nawłociami praktycznie zawsze błędne – dziwna żółtawa trawa, czy piękne jesienne badylki to niemalże internetowy standard. Czy mamy zatem szansę z nawłocią wygrać, a przynajmniej nieco ograniczyć jej liczebność?
Specjaliści od gatunków inwazyjnych piszą wprost: ograniczanie występowania nawłoci jest trudnym i pracochłonnym procesem. Jeżeli ich rozprzestrzenienie nie jest jeszcze duże na danym obszarze, to należy wykopywać poszczególne kępy. Jeżeli natomiast zajęte są większe obszary, np. łąk lub nieużytków, a warunki siedliskowe nie pozwalają na użycie ciężkiego sprzętu do wyorania kłączy, to najprostszym sposobem ograniczenia ekspansji nawłoci jest regularne koszenie (nawet kilka razy w roku) przed okresem ich kwitnienia. Powinniśmy także dodać, że to zabiegi niezwykle kosztowne. Ponad dziesięć lat temu parki krajobrazowe forsowały hasło: zamień nawłocie na malwy przy płocie! Zyskało one jeszcze na ważności i aktualności.
Źródło: materiały prasowe Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu
Zdjęcie tytułowe: YK500 / Depositphotos