Irena załamywała ręce, widząc na samym początku dużą posesję (ma 1820 m²) całkowicie zarośniętą wysokimi chaszczami, ponad którymi sterczały rozrośnięte dęby, akacje i brzozy. Ale jej mąż zachowywał zimną krew i uspakajał ją słowami – pozwól mi działać!
Staranne przygotowanie gruntu w ogrodzie
Właściciel sprowadził koparkę i metodycznie wykarczował niepotrzebne samosiejki. Po otworzeniu przestrzeni, zbadał grunt w różnych miejscach podłużnej prostokątnej posesji. Okazało się, że bliżej drogi przeważa gleba przepuszczalna i piaszczysta, a w głębi – bardziej zwarta i gliniasta.
Dowiedziawszy się o tym, zamówił kilka wywrotek zwięzłej, żyznej ziemi, którą rozrzucił na piaszczystej części posesji, potem przy pomocy glebogryzarki wymieszał z macierzystym podłożem, a następnie wyrównał i zgrabił. To samo zrobił na gliniastym pasie, ale w tym miejscu, w celu rozluźnienia gruntu, użył lekkiej piaszczystej dowiezionej ziemi. Przez kilka lat leczył wielki chory dąb i rozłożystą akację, jednak w końcu trzeba je było wyciąć. Na szczęście reszta istniejących drzew miała się dobrze, podobnie jak starodrzew na działkach sąsiadów. Dorodne rośliny utworzyły wkrótce piękne tło ogrodu, który powoli się rodził. Duża w tym zasługa Ireny, która realizację swoich planów rozpoczęła dopiero po ukończeniu ciężkich prac ziemnych.
– Kiedy z działki systematycznie znikały bezładne gęste chaszcze, wstąpiła we mnie energia twórcza i zaczęłam obmyślać układ przyszłego ogrodu – mówi właścicielka. – Celowo usytuowaliśmy dom w odległości kilkunastu metrów od cichej wewnętrznej drogi osiedlowej, ponieważ chcieliśmy mieć przed nim jedynie mały reprezentacyjny ogród, natomiast za nim – jak największą prywatną przestrzeń, całkowicie zasłoniętą przed oczami przechodniów.
Działka ma szerokość tylko 27 m, zatem budynek i zwarta zieleń przy nim dobrze optycznie odgradzają dalszą część ogrodu. Jeszcze przed śmiercią męża w 1999 r., zdążyliśmy wspólnie zaplanować i założyć oczko wodne. Dla mnie jest ono bardzo ważnym elementem architektonicznym.
Oczko wodne: główna oś widokowa
Na prośbę właścicieli murarze (stawiający wówczas dla nich dom na jesień życia) wylali z siatkobetonu zgrabną nerkę pod oczko wodne – ma ona wymiary 4 x 3 m i głębokość do 0,90 m – a na brzegach wmurowali obramowanie z kamieni polnych. Przy jednym z brzegów Irena i jej mąż dołożyli później łupane odłamki białego piaskowca, a wzdłuż tylnego posadzili rośliny ozdobne, w tym pierwsze różaneczniki i azalie. W dwóch najgłębszych miejscach niecki umieścili kosze z grążelami.
– Oczko wodne z rozmysłem ulokowaliśmy w pobliżu lekko podniesionego tarasu za domem – mówi Irena. – Z odległości sześciu metrów roztacza się świetny widok na wodę i jej otoczenie. Do niecki nigdy nie wpuściliśmy ryb, lecz przychodzą do niej przeróżne ogrodowe zwierzęta. W lecie codziennie przeprowadzam inwentaryzację żab, za każdym razem drżąc, czy nie uciekły przed zaskrońcem. Lubię słuchać ich rechotu. Do stojącej wody, bez zamkniętego mechanicznego obiegu i uzdatniania, wpuszczam dwa razy w sezonie środek przeciwko glonom. Wymieniam ją tylko na wiosnę. Tak prosta obsługa nie jest dla mnie kłopotliwa, więc w przeciwieństwie do wielu użytkowników ogrodowych oczek nie zamierzam pozbywać się swojego, choć lęgną się w nim komary.
Drugim elementem wodnym jest mała fontanna – mąż zainstalował ją, żebyśmy mogli słuchać kojącego dźwięku wodotrysku w strefie około tarasowej. Na początku często ją włączaliśmy, lecz od kilku lat stanowi jedynie dekoracyjną atrapę, ponieważ nie potrafię sama obsłużyć systemu obiegu wody przed i po zimie.
Przede wszystkim różaneczniki i azalie
Irena marzyła o ogrodzie pełnym kwiatów. Zaczęła więc sadzić na obrzeżach rozległego nieregularnego trawnika obficie kwitnące krzewy, głównie azalie i rododendrony.
Co roku kupowała 5 lub 6 sadzonek różaneczników, po czym starannie spełniała ich niemałe wymagania dotyczące podłoża (preferują one ziemię kwaśną i przepuszczalną) oraz warunków środowiskowych (najlepiej rosną w dużych grupach i w miejscach częściowo zacienionych). Sadziła je zazwyczaj po kilka sztuk, a kiedy "gryzły się" kolory kwiatów – po roku przenosiła niepasującą sadzonkę do bardziej odpowiedniej grupy.
Dziś rozrośnięte krzewy różaneczników tworzą pod drzewami zwarte zielone wały do dwóch metrów wysokości. Wiosną pokrywają się one masą ogromnych kwiatostanów, natomiast przez resztę roku dekorują je po prostu błyszczące zimozielone liście. Krzewy dobrze rosną i kwitną, ponieważ Irena bardzo o nie dba.
– Najważniejsze dla azalii i różaneczników jest staranne wybranie miejsca i przygotowanie ziemi w szerokim i głębokim dołku – mówi. – Na dno zawsze wsypuję grubą warstwę drenażu i piachu, bo szeroka i płaska bryła korzeniowa nie znosi dłuższego zalewania wodą opadową. Nad drenażem rozsypuję mieszankę kwaśnego torfu, igliwia, żyznej i lekkiej ziemi. Korzenie otaczam linią kroplującą, bo rośliny te lubią regularnie podlewane. Przez wiele lat uprawy nabyłam dużego doświadczenia w ich pielęgnacji. Po przekwitnięciu starannie usuwam wszystkie zeschnięte kwiatostany, nie dopuszczając do zawiązywania nasion. Wtedy krzewy mogą całą energię skierować na zawiązywanie pąków kwiatowych.
Dodatkowo pomagam im w tym, dozując nawóz przeznaczony do różaneczników. Co dwa tygodnie aż do lipca, rozpuszczam w pięciu litrach wody łyżeczkę preparatu i wylewam na korzenie każdej rośliny. Przed zimą pod krzewami rozkładam korę ogrodniczą i całość zabezpieczam gałązkami świerkowymi, inaczej ptaki rozrzucają ściółkę. Bardzo mocno podlewam każdy okaz przed zimą, bo tego bezwzględnie wymagają.
Ogrodowe rzeźby
Stałymi ozdobnymi elementami w wypoczynkowej części ogrodu są liczne posągi, wykonane z betonu imitującego piaskowiec. Irena dodała je do kwietnej aranżacji, ponieważ tego rodzaju dekoracje podobają się jej w publicznych parkach i ogrodach przypałacowych. Stwierdziła, że w jej przydomowej przestrzeni również przyczynia się do osiągnięcia romantycznej atmosfery.
Najpierw kupiła tylko dwie klasycystyczne figury i postawiła przy oczku wodnym oraz pod różaną pergolą. Gdy ładnie wpisały się w przestrzeń (rzeczywiście, jasne posągi rozjaśniają zacienione miejsca, wydłużają osie widokowe), w głębszych strefach posesji systematycznie, przez kilka kolejnych lat, dokładała następne. Ze względu na duży ciężar – niektóre ważą nawet 160 kg – zawsze prosiła sprzedawcę o przetransportowanie ich do wyznaczonego miejsca w ogrodzie (wcześniej sama przygotowywała w gruncie starannie wypoziomowaną podstawę każdej z nich). Nigdy nie zamierzała i nadal nie chce stawiać ich na wysokim postumencie w obawie, że odwrócą uwagę widzów od roślin (woli rzeźby w roli dopełnienia, a nie dominanty). W sezonie podlewania zakres zraszaczy stara się wyregulować w taki sposób, żeby zażelaziona woda ze studni nie zabarwiała na żółto betonu (niestety, nie wszędzie się to udaje). Na zimę owija wszystkie posągi folią.
Wrażenia z użytkowania ogrodu
- Kiedy po śmierci męża sama wybierałam materiał do wykończenia posadzki na tarasie, sprzedawca uprzedzał mnie, że włoskie mrozoodporne płytki gresu po jakimś czasie mogą odspoić się od betonowej płyty. Nie zważając na te ostrzeżenia, kupiłam je i nie żałuję. Podoba mi się to, że przypominają domową podłogę, i że można je łatwo zamieść szczotką i umyć mopem. Dla mnie sprawdza się również zachodnia ekspozycja tarasu. Cień jest na nim aż do godziny 14:00, więc podczas upałów rano wypoczywam na nim w cieniu, czytając książkę, a dopiero po południu zabieram się za pracę w ogrodzie. Kiedy nie ma upałów, ale płytki nagrzewają się lekko od słońca, siedzenie w ciepłym miejscu jest bardzo przyjemne. Celowo zadbałam, żeby z tarasu rozciągały się najpiękniejsze osie widokowe na ukwiecony ogród i rzeźby.
- Oczko wodne zbudowałam z mężem 23 lata temu, wykorzystując tzw. siatkobeton. Nie polecam tego materiału, ponieważ po kilkunastu latach niecka zaczęła przeciekać i muszę ją ciągle naprawiać. Sama bawię się w murarza, ewentualnie proszę o pomoc sąsiada. Dziś zastosowałabym gotową wypraskę z nowoczesnego trwalszego tworzywa sztucznego.
- W tak dużym ogrodzie jak mój, niezbędne jest automatyczne podlewanie. W 2002 r. namówiły mnie na nie dzieci. Od początku działa niezawodnie! Początkowo używałam szlauchu i zraszaczy uchylnych, jednak podlewanie było uciążliwe. Ponadto zraszanie z góry nie służyło wielu roślinom. Poprowadzenie przy korzeniach linii kroplujących sprawiło, że m.in. różaneczniki przestały chorować. Nie lubią one bowiem moczenia liści i kwiatów, ani wody stojącej pod korzeniami. Muszą być natomiast regularnie podlewane do korzenia, a nadmiar wody powinien potem trafić poza szeroką i płaską bryłę korzeniową.
- Co 3 lata zamawiam ekipę do wyregulowania koron wysokich drzew, gdyż boję się wiatrołomów. Zwykle te prace kosztują 500–800 zł.
Koszt założenia i pielęgnacji ogroduOgród powstaje od ponad dwudziestu lat. W pierwszym etapie, na jego założenie wydano około 10 000 zł. Kolejne koszty to – budowa studni za 2000 zł i system automatycznego podlewania za 8000 zł. Posągi (z transportem i ustawieniem w ogrodzie) 700–1000 zł za sztukę. Ogród pielęgnuje właścicielka, pomagają jej dorywczo dzieci. Koszenie trawnika odbywa się co 2 tygodnie. Nawozy do azalii i różaneczników to wydatek 500 zł. Preparat do zwalczania ślimaków (4 razy w roku) 200 zł. Preparat przeciwko glonom 100 zł; do ochrony roślin 100 zł. Korekcja koron drzew 800 zł. |
Źródło: magazyn Budujemy Dom (3/2020) |