Rozmaite walory zagospodarowania terenu posesji dostrzegli, w 2014 r., jurorzy lokalnego konkursu na najpiękniejszy ogród, przyznając małżeństwu I miejsce. Docenili zarówno obecny wygląd przydomowej przestrzeni, jak i wielki wkład pracy, jaki Adela i Jacek musieli włożyć w ziemię zaraz po zakupie zaniedbanego siedliska. Napotkali wtedy kilka poważnych wyzwań. Pierwszym było usunięcie dzikich zarośli, w tym kolczastych jeżyn. Karczowali je ręcznie przez rok! Kiedy już myśleli, że najgorsze pozostawili za sobą i wylali fundamenty domu, całą działkę zalała woda z wiosennych opadów.
Duże oczko wodne z wodą opadową
Od sąsiadów dowiedzieli się, że taka lokalna powódź pojawia się tu nie pierwszy raz, więc Jacek, nie namyślając się długo, zorganizował społeczny komitet do spraw zbudowania we wsi profesjonalnego odwodnienia (stare, wykonane przed II wojną światową, już nie działało, nowe powstało w 1995 r.). Ponadto na swojej lekko pochyłej działce natychmiast wykopał rów odwadniający i ułożył kilka drenów, a w obniżonej części uformował grubą warstwę chłonną z dowiezionej przepuszczalnej ziemi. Zawierała ona piach, żwir i kamienie – te ostatnie pieczołowicie wybrał i później wykorzystał do obłożenia brzegów oczka wodnego.
– Na końcu działki, w najniższym miejscu, wykopałem dużą nieckę – opowiada Jacek. – Miała zbierać nadmiar wody opadowej i w ten sposób chronić ogród przed zalewaniem. W tym celu skierowałem do niej dreny, natomiast na przeciwległym jej brzegu umocowałem rurę, przez którą nadwyżka wody może odpłynąć do rowu melioracyjnego. Na samym początku, przez 5 lat, zbiornik miał naturalne ziemne dno i brzegi. Gromadziła się w nim woda, lecz nie wyglądał dobrze – zbocza się zapadały, brzydko zarastały chwastami. Pomysł wykończenia go siatkobetonem znalazłem w poradniku budowlanym i zrealizowałem z pomocą dwóch młodych murarzy. Działaliśmy bardzo starannie i precyzyjnie! Wylaliśmy po kolei cztery warstwy skorupy, dodając do zaprawy betonowej środek wodoszczelny, a w każdą wtapialiśmy siatkę. Na zboczach wykopu uformowaliśmy szerokie półki, na brzegach – opaskę z betonu imitującą ścieżkę. Ta ostatnia ma wzór kostki brukowej, który powstawał po użyciu plastikowej formy. W ostatecznym kształcie oczko ma pojemność 6 m3 i głębokość do 80 cm. Żona obawiała się większej głębokości ze względu na małe wtedy wnuczki – podczas upałów wrzucały do wody ponton i bawiły się na nim. Zbiornik zaopatrzyłem w zamknięty obieg wody, ułatwiający jej napowietrzanie.
Mniejsze, ozdobne oczko wodne
Pierwsze oczko wodne, założone trochę z przymusu, znajduje się w sporej odległości od domu. Z powodu gęstych nasadzeń na rabatach nie jest ono widoczne z tarasu, dlatego 10 lat temu właściciele wykonali drugie, mniejsze i traktują je jako element dekoracyjny, a nie odwadniający. Chcąc cieszyć się szmerem płynącej wody, zbudowali kaskadę wodną z systemem filtrowania.
– W lecie często siadamy na tarasie i brakowało mi tutaj relaksującego odgłosu wody – mówi Adela. – Pomyślałam, że taki efekt dźwiękowy zagwarantuje nam założenie kaskady połączonej z oczkiem. W zakątku zmieścił się wykop o połowę mniejszy od zbiornika w głębi ogrodu, lecz tu wcale nie potrzeba większego.
Oczko ma pojemność 3 m3 . Ze względu na zamiar hodowania ozdobnych ryb i uprawę grążeli, zaplanowaliśmy głębokość 80 cm. Ponieważ siatkobeton sprawdził się w pierwszym akwenie, w tym również zastosowaliśmy tę technologię. Do usypania górki do kaskady, użyliśmy ziemi z wykopu niecki oraz betonowych gotowych kształtek, z których wznieśliśmy stabilną tylną ścianę oporową. Osłania ona filtry mechaniczne do uzdatniania wody. Z przodu kaskady osadziliśmy duże kamienie, które przywieźliśmy od znajomego. Natomiast na szczycie – gliniane amfory, przez jedną poprowadziliśmy rurę z wodą.
Aranżację zaprojektowałam sama i teraz mąż żartuje ze mnie, że jestem najlepszą architektką krajobrazu wśród emerytowanych księgowych. Ja odwdzięczam mu się tytułem najlepszego ogrodnika i inżyniera spośród ekonomistów. Choć Jacek zaimpregnował amfory, demontujemy je przed każdą zimą, w obawie, że uszkodzi je woda z opadów i mróz. W mniejszym oczku od dwóch lat hodujemy rybki ozdobne – te z kolei pozostawiany w niecce na zimę. Mam wrażenie, że dzięki bliskości oczka z wodą płynącą po kaskadzie, powietrze w strefie okołotarasowej jest nawilżone i ułatwia nam przetrwanie największych upałów.
Różaneczniki zamiast róż
W pierwszych latach urządzania ogrodu, Adela posadziła na rabatach dużo róż i powojników. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jak są wymagające i uciążliwe w uprawie. Opieka z doskoku weekendowego nie służyła im – rośliny marniały w oczach, ponieważ gnębiły je mszyce i choroby grzybowe. Konieczne było kopczykowanie, umiejętne cięcie i intensywne nawożenie.
– Szukając w pismach ogrodniczych efektownie kwitnących roślin do zastąpienia chorowitych róż, zwróciłam uwagę na różaneczniki – opowiada Adela. – To była miłość od pierwszego wejrzenia! Krzewy wykazują wszystkie cechy, których oczekują od roślin ozdobnych właściciele ogrodów. Co roku wydają masę kwiatów, mają okazały pokrój i duże zimozielone liście, ich pielęgnacja nie jest trudna. Jeśli się je podlewa, to kwitną przez kilka tygodni. Przeczytawszy o warunkach ich uprawy, stwierdziłam, że muszę spróbować wprowadzić je do naszego ogrodu. Sprzyjała temu ilasta i zdrenowana przez nas ziemia. Wystarczyło w niej wykopać szerokie doły, wypełnić je mieszaniną kwaśnego torfu, igliwia i żyznego kompostu, a potem posadzić różaneczniki i azalie. Zachęcona tym, że pierwsze nasadzenia się przyjęły na przygotowanych stanowiskach, dokupowałam następne, aż w końcu zgromadziłam ponad 50 sztuk rozmaitych krzewów wrzosowatych – 20 różaneczników i 30 azalii.
Wydaje mi się, że w uprawie różaneczników kluczowe jest zapewnienie od spodu dobrze zdrenowanej ziemi (krzewy nie tolerują dłuższego zalewania), natomiast wokół szerokiej i płaskiej bryły korzeniowej – ziemi żyznej i mocno kwaśnej, a na wierzchu – warstwy ściółki z kwaśnej kory, aby utrzymywała wilgoć. W okresie wegetacyjnym obowiązkiem męża jest wlewanie pod każdą roślinę wiadra wody dwa razy w tygodniu, zaś jesienią tuż przed mrozami – solidne napojenie na zapas, w celu zabezpieczenia przed wysuszającymi zimowymi wiatrami, a także przykrycie korzeni grubą warstwą kory ogrodniczej. Ja pilnuję terminów nawożenia – specjalistyczny środek do roślin kwasolubnych dozuję dwa razy w roku, w kwietniu i w lipcu. Zasila to krzewy oraz zakwasza ziemię, dzięki czemu licznie zawiązują się pąki kwiatowe na przyszły rok.
Uprawie różaneczników sprzyja sąsiedztwo zwartego strzyżonego żywopłotu ze świerków i żywotników, ponieważ chroni je przed wietrzną pogodą, zapewnia wewnątrz posesji wilgotny mikroklimat. Stanowi też jednorodne zielone tło, na którym pięknie wyróżniają się intensywne barwy kwiatów. Nawet pojawiające się później łany floksów, piwonii, liliowców i hortensji nie dorównują urodą spektakularnym różanecznikom!
Wrażenia z użytkowania ogrodu
- Adela – Siatkobeton, którym wykończyliśmy niecki obu oczek wodnych, na etapie eksploatacji okazuje się świetny. Przez ponad 20 lat nie pękł, nie przecieka! Większy zbiornik przez lata sprawdzał się jako akwen odwadniający działkę. Od kiedy panuje susza, pełni odwrotną funkcję. Teraz służy do łapania każdej kropli wody opadowej. Wodą z oczka podlewamy rośliny, a ewentualne braki uzupełniamy ze studni. Do podlewania nie bierzemy natomiast wody z mniejszego oczka przy tarasie, żeby nie stresować rybek. W trakcie jego budowy chciałam odjąć mężowi trochę pracy, zatem po wylaniu dwóch warstw betonu i zatopieniu siatek, poprosiłam o wyłożenie niecki jednym grubym płatem folii. Niestety, folia nie wyglądała estetycznie, więc po jakimś czasie mąż ją zdjął i przytwierdził cementem kamienie do dna i zboczy. Choć skorupa mniejszego oczka składa się tylko z dwóch warstw siatkobetonu i wierzchniej z kamieni, to również ona od 10 lat jest szczelna.
- Na działce uprawiam rośliny ozdobne, lecz nie zapominam o użytkowych. Założyłam duży ekologiczny jagodnik i warzywnik. Rozmyślnie nie sadzę roślin egzotycznych i wymagających. Nie kupuję dużych, drogich, bo te trudniej adaptują się do nowych warunków.
- Jacek – W różnych częściach działki – m.in. przy oczkach, stacjonarnym grillu, pod brzozami – potrzebny jest prąd, dlatego elektryk doprowadził kable do wyznaczonych miejsc. Choć gniazda są wodoszczelne, dla pewności chronię je dodatkowymi osłonkami z PVC. Nie założyłem systemu automatycznego podlewania – od początku używam szlauchów i zraszaczy – ale do ułatwienia podlewania w czterech zakątkach zamontowałem krany z wodą, umożliwiające podpięcie krótkiego szlaucha i zraszacza (nie muszę ciągnąć długiego, nieporęcznego). Przy studni wyprowadziłem trójnik, dzięki któremu mogę czerpać wodę albo ze studni, albo z wodociągu.
- Strzyżony żywopłot ze świerków i żywotników zabezpiecza ogród przed pyłem wznoszącym się na gruntowej wewnętrznej drodze. Już na początku jego tworzenia kupiłem za grosze sadzonki, zrobiłem na rabacie szkółkę, a kiedy urosły do 1 m – posadziłem je wzdłuż ogrodzenia z siatki. Obecnie strzygę żywopłot przynajmniej raz w roku. Ciężko pracuję na działce, ale większej przyjemności nie mam!
- Staram się zapewnić wnukowi atrakcje w ogrodzie. Zbudowałem dwupiętrowy domek na drzewie z wieżą obserwacyjną na szczycie.
Koszty założenia i pielęgnacji ogroduOgród o powierzchni 2000 m2 powstaje od 1990 r. Właściciele samodzielnie go założyli (za około 40 000 zł) i pielęgnują. Większe oczko zbudowali za 1000 zł, mniejsze z kaskadą i mechanicznym systemem filtrowania wody – za 4000 zł. Na nawozy do trawnika, rododendronów i innych roślin ozdobnych rocznie wydają 500 zł. Na nowe okazy, środki ochrony roślin, ziemię i korę do ściółkowania około 1200–1500 |
Źródło: magazyn Budujemy Dom Tekst: Lilianna Jampolska |