Wiszące Ogrody Semiramidy w nowej odsłonie
Choć urban farming brzmi nowocześnie, jego korzenie sięgają głęboko w przeszłość. Już w starożytnym Babilonie istniały Wiszące Ogrody Semiramidy, a w Egipcie i Rzymie uprawiano rośliny jadalne i lecznicze w ogrodach przy świątyniach i domach. W średniowieczu rolę centrów kultury ogrodniczej pełniły klasztory, gdzie produkcja żywności łączyła się z symboliką i kontemplacją.
W XIX wieku, wraz z industrializacją, pojawiły się ogrody działkowe – szczególnie w Niemczech i Polsce – poprawiające warunki życia mieszkańców miast. Podczas obu wojen światowych rozwijały się „ogrody zwycięstwa”, które zapewniały znaczną część żywności w Europie i USA. Podobne rozwiązanie zastosowano na Kubie w latach 90., gdzie powstały miejskie ogrody organopónicos.
Dziś tradycja ta wraca w nowoczesnej odsłonie – wspierana technologią i ideą samowystarczalności.
🍂 Temat na czasie ▶ Czy Twój ogród jest już gotowy do jesieni? Te rzeczy przydadzą się bardziej, niż myślisz
Czym jest urban farming?
Urban farming, czyli rolnictwo miejskie, to praktyka produkcji żywności w obrębie miast lub ich najbliższego otoczenia. Wbrew pozorom nie chodzi tylko o warzywnik na balkonie – to zarówno małe ogródki społeczne prowadzone przez mieszkańców, jak i duże, komercyjne farmy dachowe i wertykalne działające w biurowcach.
Przemierzając Internet w poszukiwaniu informacji na temat tego zjawiska, można natknąć się na wiele wartościowych publikacji. Głównie piszących językiem korzyści. Trudno się dziwić. Jak czytamy na portalu Rzeczpospolita, jedną z największych zalet urban farming jest ograniczenie transportu żywności i potencjalnie emisji CO₂. Wspomniane w tekście farmy wertykalne mogą produkować kilkadziesiąt razy więcej plonów na metr kwadratowy niż tradycyjne pole, a recyrkulacja wody pozwala obniżyć jej zużycie nawet o 90%. To mocne argumenty.
Jak pisze autor artykułu, przykład chicagowskiego The Plant czy liverpoolskiego projektu Greens for Good pokazuje, że farmy miejskie mogą być czymś więcej niż tylko fabrykami warzyw – mogą stać się przestrzeniami spotkań, edukacji, gastronomii, a więc wspierać nawiązywanie relacji międzyludzkich i poczucie wspólnoty:
Plantacje mogą także współistnieć z gastronomią i handlem – w chicagowskim kompleksie The Plant wertykalne farmy sąsiadują z restauracjami, przestrzeniami edukacyjnymi i warsztatowymi, a w Liverpoolu, w ramach projektu Greens for Good, uprawy wpisują się w społeczny ekosystem miasta.
Urban farming i nieużytki
Zachwyt nad produktywnym wykorzystaniem przestrzeni miejskich jest zrozumiały – farmy na dachach, ogrody społeczne czy uprawy hydroponiczne mogą dostarczać świeżej żywności i aktywizować mieszkańców. Szczególnie interesującym kierunkiem jest adaptacja pustych, niewykorzystanych budynków, które dzięki integracji z systemami hydro- czy aeroponicznymi mogą zyskać drugie życie i stać się lokalnymi centrami produkcji żywności.
Zastanawia jednak gdy w dyskusji o urban farming pojawia się postulat wykorzystania tzw. nieużytków miejskich:
Urban farming to pojęcie obejmujące różnorodne formy rolnictwa w przestrzeniach miejskich. Może obejmować małe ogródki na balkonach, większe ogrody społecznościowe, a nawet komercyjne farmy miejskie. W praktyce urban farming opiera się na wykorzystaniu dostępnych zasobów, takich jak dachy budynków, nieużytki miejskie czy tereny zielone. Dzięki innowacyjnym rozwiązaniom, takim jak wertykalne ogrody czy hydroponika, można uprawiać warzywa, owoce, zioła i kwiaty nawet na niewielkich przestrzeniach - czytamy na blogu Plantini.pl.
Liczne badania, m.in. te prowadzone przez Piotra Archicińskiego, Piotra Sikorskiego, Darię Sikorską i Arkadiusza Przybysza wskazują, że rośliny spontaniczne i tereny nieużytkowane w miastach pełnią kluczowe funkcje ekosystemowe – są ostojami bioróżnorodności, poprawiają mikroklimat, sprzyjają retencji wody opadowej i łagodzą skutki miejskiej wyspy ciepła. „Chaszcze” i pozornie zaniedbane tereny to w istocie banki życia – przestrzeń dla owadów zapylających, ptaków czy drobnych ssaków, których nie znajdziemy w uporządkowanych parkach.
W tym świetle traktowanie nieużytków jedynie jako rezerwuaru pod urban farming lub wszelkie inne nawet najbardziej szlachetne ideowo inwestycje jest nie tylko krótkowzroczne, ale i potencjalnie szkodliwe – ponieważ oznacza utratę naturalnych sprzymierzeńców miast w przeciwdziałaniu zmianom klimatu.
Miasto w obiegu zamkniętym
Choć urban farming przyczynia się do zazieleniania miast i skracania łańcucha dostaw żywności, sam w sobie nie jest gwarancją rozwoju bliższego naturze. W praktyce, jeśli prowadzony jest w tradycyjnym, linearnym modelu gospodarki – "weź–wyprodukuj–wyrzuć" – może stać się kolejną formą eksploatacji środowiska.
Wiele współczesnych farm miejskich działa w modelu klasycznym, niekoniecznie ekologicznym. Mimo że z pozoru wydają się „zielone”, często zużywają duże ilości energii do oświetlenia i klimatyzacji – szczególnie w przypadku farm wertykalnych – oraz wykorzystują plastikowe pojemniki, rury i donice jednorazowego użytku. Nierzadko sprowadzają również podłoża, nasiona i nawozy z odległych miejsc, a powstające odpady organiczne nie zawsze wracają do obiegu. W efekcie urban farming, choć realizowany w przestrzeni miejskiej, może powielać błędy tradycyjnego rolnictwa, pozostając jedynie jego nowoczesną wersją w zielonej otoczce.
Ten sam problem dostrzegalny jest również w szerszym kontekście projektowania zieleni miejskiej. Jak zauważa architekt krajobrazu Wojciech Januszczyk, w branży często panuje iluzja proekologiczności. Działania, które mają służyć przyrodzie, w rzeczywistości bywają energochłonne i materiałochłonne.
Budowa ogrodu czy parku postrzegana jest zazwyczaj jako działanie pozytywne i ekologiczne, a w rzeczywistości to również projekt budowlany, wymagający ciężkich robót ziemnych, transportu materiałów i masowego zużycia surowców. Samo sadzenie roślin stanowi jedynie niewielki procent całego procesu, a nawet ono często wiąże się z działaniami obciążającymi środowisko – użyciem torfu, plastikowych donic czy nawozów sztucznych. Jak podkreśla założyciel Fundacji Krajobrazy:
To, co nazywamy kreowaniem zieleni, jest w rzeczywistości procesem niszczenia istniejących ekosystemów, zbiorowisk które trwają w naturalnych cyklach. Nasze działania, zamiast wspierać naturę, koncentrują się na dostarczaniu usług pod kątem potrzeb człowieka. W efekcie powstają przestrzenie, które wymagają ciągłej ingerencji: nawożenia, podlewania, koszenia, oprysków. To, co na pierwszy rzut oka wygląda na ekologiczne, w rzeczywistości jest tylko kolejnym aspektem gospodarki antropocentrycznej.
Spostrzeżenia Januszczyka dobrze pokazują, że problem nie dotyczy tylko architektury krajobrazu, lecz całego podejścia człowieka do "zielonych" inwestycji – również takich jak miejskie farmy. Jeśli proces ich tworzenia i utrzymania nadal opiera się na modelu linearnym, to wciąż pozostają częścią systemu, który zużywa więcej, niż produkuje i odzyskuje.
Dlatego właśnie projektant postuluje odejście od linearnego modelu myślenia w realizacji terenów zieleni. Proponuje wprowadzenie zasad gospodarki cyrkularnej – budowanie, które nie generuje odpadów, lecz wykorzystuje to, co już istnieje, w duchu reuse, recycle, reduce.
Ta refleksja stała się inspiracją do zaproponowania w niniejszym artykule przeniesienia tych samych zasad na grunt rolnictwa miejskiego. Skoro architektura krajobrazu wymaga nowego, odpowiedzialnego modelu działania, również urban farming powinien rozwijać się w duchu cyrkularności. W tym ujęciu nie chodzi już tylko o uprawę roślin w mieście, lecz o tworzenie systemów, które zamykają obiegi materii, energii i wody, ucząc, jak korzystać z dostępnych zasobów bez potrzeby ciągłej produkcji nowych. Circular urban farming to więc nie kolejny trend, lecz konsekwentny krok w stronę prawdziwie ekologicznego miasta.
Jak rozpocząć przygodę z cyrkularnym rolnictwem miejskim? | Wskazówki dla początkujących ogrodników
Rolnictwo miejskie w obiegu zamkniętym, czyli circular urban farming, to sposób uprawy, który łączy ekologię, samowystarczalność i rozsądne gospodarowanie zasobami. Nie wymaga dużych przestrzeni ani kosztownych technologii. Wystarczy balkon, dach, niewielki ogród społeczny czy nawet szeroki parapet. Kluczem jest sposób myślenia – jak ograniczyć odpady, ponownie wykorzystać materiały i zamknąć lokalne obiegi wody, energii oraz materii. Taki model ogrodnictwa nie tylko sprzyja środowisku, ale także uczy uważności na to, jak codzienne decyzje wpływają na otoczenie.
Odpady = Zasoby
Podstawą miejskiego rolnictwa w duchu obiegu zamkniętego jest przekonanie, że odpad może stać się zasobem. To, co jeszcze niedawno trafiało do kosza – resztki warzyw, fusy po kawie, zwiędłe liście – może posłużyć jako wartościowy nawóz. Domowy kompostownik to proste rozwiązanie, które pozwala zamienić organiczne resztki w żyzną próchnicę, pełną mikroelementów potrzebnych roślinom. Dla osób mieszkających w blokach świetnie sprawdzi się kompostownik bokashi, w którym proces zachodzi bezzapachowo i bezpiecznie w zamkniętym pojemniku. Dzięki temu można produkować naturalny nawóz nawet w małej kuchni. To realny sposób na zmniejszenie ilości śmieci i odzyskanie cennych składników, które w tradycyjnym systemie gospodarki odpadami zostałyby zmarnowane.
Drugie życie rzeczy, czyli donice z odzysku
W miejskim ogrodzie niemal wszystko może zostać ponownie wykorzystane. Stare pojemniki, zużyte wiadra, puszki, butelki PET, skrzynki po owocach, a nawet opony – wszystkie te rzeczy mogą zamienić się w funkcjonalne i estetyczne donice. Wystarczy odrobina wyobraźni i dbałość o szczegóły, takie jak otwory odpływowe na dnie i odpowiednie podłoże.
Puszki po konserwach świetnie nadają się na zioła – mięta, bazylia czy tymianek będą wyglądały w nich świeżo i naturalnie.
Plastikowe butelki można przeciąć i zawiesić w pionie, tworząc ogrody wertykalne, które idealnie sprawdzą się na balkonach i w małych przestrzeniach.
Opony samochodowe, pomalowane farbą, mogą stać się trwałymi rabatami dla kwiatów, warzyw lub krzewów. Nawet stare drewniane szuflady mogą dostać nowe życie jako mini-grządki na zioła.
Takie rozwiązania nie tylko ograniczają ilość odpadów, lecz także obniżają koszty i pokazują, że odpowiedzialne ogrodnictwo to praktyka dostępna dla każdego. Każdy pojemnik, który otrzymuje nowe zastosowanie, staje się elementem większego systemu – miasta, w którym materia krąży, zamiast być wyrzucana.
Jak oszczędzać wodę w ogrodzie?
Woda to jeden z najcenniejszych zasobów w miejskim ekosystemie, dlatego warto myśleć o jej ponownym wykorzystaniu. Zbieranie deszczówki to prosty sposób na zmniejszenie zużycia wody pitnej i jednocześnie na utrzymanie roślin w dobrej kondycji. Wystarczy beczka pod rynną lub mniejszy pojemnik na balkonie, aby stworzyć własny system nawadniania.
Siła różnorodności
Miejskie rolnictwo nie potrzebuje wielkich połaci ziemi, aby było efektywne. Najważniejsze jest różnicowanie nasadzeń. Sadzenie roślin w grupach o różnych wymaganiach pozwala utrzymać zdrową glebę i ogranicza występowanie szkodników. Obok warzyw warto umieścić zioła, które odstraszają owady, a między nimi – rośliny miododajne, przyciągające pszczoły i trzmiele. Dzięki temu powstaje naturalny system współzależności, w którym każda roślina ma swoją funkcję. Takie podejście wzmacnia odporność ogrodu i wydłuża sezon zbiorów, ponieważ różne gatunki dojrzewają w innym czasie.
Naturalne materiały i lokalne rozwiązania
W duchu cyrkularnego rolnictwa miejskiego warto myśleć nie tylko o tym, co sadzimy i jak podlewamy, ale także z czego budujemy. Wiele elementów można stworzyć samodzielnie z materiałów naturalnych lub z odzysku, zamiast kupować nowe produkty z tworzyw sztucznych.
Ścieżki z kruszonej cegły, tłucznia lub kamieni z rozbiórki dobrze przepuszczają wodę i wspierają retencję, a przy tym pozwalają wykorzystać to, co już istnieje. Z kolei palety transportowe po odpowiednim oszlifowaniu i zaimpregnowaniu mogą posłużyć jako regały na donice, pionowe ogrody lub skrzynie kompostowe.
Zamiast plastikowych obrzeży lepiej wybrać plecionki z wikliny, deski z odzysku lub obrzeża z gałęzi po cięciach drzew, które naturalnie wkomponują się w przestrzeń. Jeśli ogród znajduje się na balkonie, stare skrzynki po owocach, i kosze wiklinowe można wykorzystać jako donice po uprzednim zabezpieczeniu wnętrza folią i wykonaniu odpływu. Warto też poszukać ziemi z lokalnych kompostowni, które często oferują darmowy lub tani kompost dla mieszkańców.
Nawet przy drobnych realizacjach warto myśleć lokalnie: zamiast egzotycznych kamieni czy drewnianych elementów z importu, wybierać materiały pochodzące z najbliższego regionu. Transport ma ogromny ślad węglowy, a surowce pozyskane na miejscu nie tylko wspierają lokalną gospodarkę, ale też naturalnie wpisują się w krajobraz. Tak zbudowany ogród – z tego, co blisko, pod ręką i z odzysku – staje się prawdziwie cyrkularnym mikrosystemem, w którym nic się nie marnuje, a każdy element ma swoje miejsce.
Zdjęcie tytułowe: Sakda / Adobe Stock i Chat GPT