Reklama
Twój partner w ogrodzie

Buduj ogród z umiarem | Ogród wpisany w zastaną przestrzeń cz. 3

rozmowa z architektem krajobrazu wojciechem januszczykiem o umiarze, zarastaniu i gospodarce obiegu zamkniętego

Jak zbudować swój ogród z umiarem? Po co to robić skoro mamy nieograniczone możliwości konsumpcyjnego wyboru? Setki odmian roślin, mnóstwo rodzajów drewna do wykończenia tarasu, technologie nawadniania i co dusza zapragnie. To przecież nasza namiastka raju! Chcemy więc dużo. Czasem jednak, po chwili zastanowienia, okazuje się, że mniej znaczy więcej. To już ostatni artykuł z cyklu "Ogród wpisany w zastaną przestrzeń". Może być ciekawy, zwłaszcza jeśli ktoś kocha rododendrony.

Posłuchaj
00:00

Jako absolwent Szkoły Ekopoetyki jest wrażliwy na słowa i zdania. Rozkłada je w swojej głowie na czynniki pierwsze. Patrzy, co znaczą - na pierwszy, potem drugi i trzeci rzut oka, i co w sobie tak naprawdę kryją. A, że jest też wykładowcą na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, słowo biblijny raj jest mu dobrze znane i według niego współczesny ogród przydomowy nie ma z nim nic wspólnego. Architekt krajobrazu Wojciech Januszczyk po 20 latach pracy na budowie i w pracowni przewraca standardowy proces projektowo wykonawczy. Design traktuje tylko jako nakładkę. Co to znaczy? Zapraszamy do lektury.

Co mają mszyce do raju? 

Sadząc rododendrona, tworzymy dla mszyc idealne warunki, a potem je zwalczamy. To jakby zaprosić kogoś na ucztę, a potem wyrzucić za drzwi. Takie porównanie rośnie nam w głowach po rozmowie z Wojciechem Januszczykiem. Jak powiedział: "współczesny ogród przydomowy nie jest rajem, a miejscem destrukcji, kolonializmu i niszczenia podporządkowanym krótkowzrocznym wyborom estetycznym, a czowiek przewrotnie nazywa to tworzeniem":

Proces powstawania ogrodu jest procesem nietwórczym, a niszczącym. Bóg stworzył, a my niszczymy, bo wchodzimy w przestrzeń na którą mamy akt notarialny, nazywamy ją działką. Dajemy sobie prawo do dewastowania tego co tam zastaniemy. Tu moja prośba. Nie nazywajmy ogordu rajem, nazywajmy to po prostu miejscem przebywania, bo po co się okłamywać. W raju panuje równowaga, a w ogrodzie nie. To sztuczny twór i system. 

Zdaniem Januszczyka "projektujemy ogród z myślą o sobie, eliminując wszystko, co uznajemy za zbędne lub niewygodne. Rośliny, które nie pasują do naszej wizji, nazywamy chwastami, a owady, które się w nim pojawiają, traktujemy jako szkodniki. W efekcie ogrody stają się miejscami walki i unicestwiania w dążeniu do ślicznego i sterylnego obiektu". 

Dlaczego umiar w budowaniu ogrodów? 

Wojciech Januszczyk w swoich działaniach edukacyjnych, projektowych i realizacyjnych koncentruje się na idei „zarastania” w przestrzeniach publicznych i prywatnych, a także propaguje wprowadzenie zasad gospodarki obiegu zamkniętego do terenów zieleni. Zapytaliśmy, dlaczego według niego tak ważny jest umiar w budowaniu ogrodów? Jak stwierdził: "współczesna architektura krajobrazu nie nadąża za wyzwaniami, jakie stawia przed nami kryzys klimatyczny, degradacja bioróżnorodności i przekraczanie granic planetarnych". Naszą uwagę zwraca to, że analizując własne doświadczenia z budów, nadzorów i procesów inwestycyjnych, dostrzegł, że nadal dominuje podejście nastawione na kontrolę i eksploatację zasobów, a nie ich ochronę i regenerację: 

Przez lata obserwowałem swoje działania w systemie linearnego tworzenia terenów zieleni, ale także środowisko zawodowe: projektantów ogrodów, wykonawców terenów zieleni, dostawców materiałów, a nawet szkółkarzy. Zauważyłem, że w naszej branży i każdej z jej nisz, panuje iluzja i przeświadczenie tzw. proekologiczności. Lubimy mówić o miłości do przyrody, kreować projekty w „zielonej” otoczce, udając, że jesteśmy prośrodowiskowi. Nawet nazwy firm czy logotypy zmierzają w “zielonym” i infantylnym kierunku - mówi i dodaje: ... budowa parku, czy ogrodu, obiektu budowlanego zwiazanego z architekturą krajobrazu, postrzegana jest jako działanie pozytywne i ekologiczne, podczas gdy budowa budynku traktowana jest jako ingerencja w środowisko. Tymczasem każda realizacja krajobrazowa to w istocie projekt budowlany, ponieważ tutaj też mamy do czynienia z ciężkimi robotami ziemnymi, infrastrukturą, transportem materiałów i masowym zużyciem surowców. Prace ogrodnicze stanowią zaledwie 10–20% całego procesu, a i one często wiążą się z działaniami dalekimi od ekologii, jak choćby wykorzystanie plastikowych donic czy torfu. Architektura krajobrazu kreuje swój wizerunek jako dziedziny odrębnej od budownictwa. W języku zawodowym unika się słowa „budowa” – zamiast tego używa się zwrotów takich jak „urządzanie terenów zieleni” czy “ zakładanie ogrodów”. To nie przypadek, lecz rezultat świadomego konstruowania narracji. Jak wiele jest podręczników o „urządzaniu i zakładaniu” terenów zieleni? A ile książek traktuje o „budowie” parków czy ogrodów? W mojej pracy zawodowej wielokrotnie analizowałem procesy inwestycyjne i dochodziłem do jednego wniosku: to, co nazywamy kreowaniem zieleni, jest w rzeczywistości procesem niszczenia istniejących ekosystemów, zbiorowisk które trwają w naturalnych cyklach. Nasze działania, zamiast wspierać naturę, koncentrują się na dostarczaniu usług pod kątem potrzeb człowieka. W efekcie powstają przestrzenie, które wymagają ciągłej ingerencji: nawożenia, podlewania, koszenia, oprysków. To, co na pierwszy rzut oka wygląda na ekologiczne, w rzeczywistości jest tylko kolejnym aspektem gospodarki antropocentrycznej - uzupełnia Januszczyk.

Zdaniem naszego rozmówcy: "powinniśmy uświadomić sobie, że niszczymy, a nie tworzymy. Zamiast mówić o projektowaniu dla natury, i robić to, co robimy, powinniśmy zacząć działać w zgodzie z jej mechanizmami. To najlepszy inżynier na świecie. Odpowiedzią na te postulaty nie jest rezygnacja z działań, lecz zmiana ich modelu. Zamiast gospodarki linearnej powinniśmy wdrażać zasady gospodarki o obiegu zamkniętym (GOZ), ograniczać zużycie nowych materiałów, wspierać naturalne procesy zarastania i wykorzystywać już istniejące zasoby". Jak to zrobić?

Ogrodnicza lista zakupów: 12 produktów "must have" na kwiecień – co warto kupić na start sezonu 2025?

Buduj ogród z umiarem - co to właściwie znaczy? 

Projektowanie ogrodu z umiarem to podejście holistyczne, w którym kluczowe jest nie tylko stworzenie wizualnego projektu, ale także przemyślenie całego procesu jego powstawania, użytkowania, utrzymania i likwidacji. Projektant nie jest jedynie twórcą estetyki – design stanowi nakładkę na funkcję i infrastrukturę, które powinny być opracowane w pierwszej kolejności. Wszystkie te elementy muszą być zgodne z zasadami gospodarki o obiegu zamkniętym, minimalizacji zużycia zasobów i redukcji odpadów, ale także opierać się na zastanym systemie i dążyć do zera energetycznego w procesie. Podstawą każdego projektu powinna być wnikliwa analiza terenu. Nie jest to zwykła inwentaryzacja polegająca na pomiarach i spisie istniejących elementów, lecz kompleksowa ocena potencjału przestrzeni. Należy uwzględnić aspekty retencji wody, możliwości ograniczenia prac ziemnych oraz wykorzystanie istniejącej roślinności. Analiza ta powinna obejmować także sposób na zwiększenie różnorodności biologicznej i minimalizację interwencji w naturalne procesy. Każdy element projektu powinien być poddany ocenie pod kątem ograniczenia zużycia zasobów. Przykładowo, projektując taras, warto zastanowić się nad jego wpływem na środowisko – jakie materiały zostaną użyte, skąd pochodzą, jakie będą straty materiałowe podczas montażu i co można zrobić z odpadami.

Jak podkreśla Wojciech Januszczyk, proces projektowy nie kończy się na etapie inwestycyjnym – równie ważna jest późniejsza eksploatacja i konserwacja. Dobór roślinności powinien opierać się na kryteriach odporności na lokalne warunki, a nie wyłącznie na estetyce. Przykładem może być wspomniany na początku artykułu rododendron, którego utrzymanie wymaga znacznych nakładów: przygotowania gleby, stosowania torfu, systemu nawadniającego, a także intensywnej ochrony chemicznej przed szkodnikami. Zamiast tego warto wybierać gatunki bardziej odporne, dostosowane do lokalnych warunków i niewymagające tak intensywnej pielęgnacji.

Od kilku lat, gdy otrzymuję do analizy i korekty projekt – niezależnie od tego, czy pochodzi od studenta, czy współpracownika – mój sposób analizy i korekty jest inny. Kiedyś skupiałem się na detalach, teraz patrzę na projekt całościowo. Mój umysł automatycznie uruchamia mechanizm wyciszenia otoczenia, pozwalając mi dostrzec wzajemne relacje pomiędzy elementami – nie wymyślone, lecz rzeczywiste, wynikające z funkcji i struktury przestrzeni. Zadaję sobie pytania: Dlaczego ten element znajduje się w tym miejscu? Co by się stało, gdybyśmy zmniejszyli powierzchnię trawnika o 70%? Może warto podzielić przestrzeń na dwie strefy – jedną koszoną częściej, drugą rzadziej? Jakie rozwiązania pozwolą ograniczyć interwencję i zwiększyć efektywność utrzymania? Jeśli klient ceni estetykę, można zaproponować kompromis – 20% powierzchni dostosowane do kosiarki samojezdnej z funkcją mulczowania, a resztę muraw kosić raz na trzy miesiące. Klient zachowa wizualny ład, ale przy mniejszych nakładach pracy. Okazuje się, że taki sposób myślenia prowadzi projektanta do dalszych wniosków. Jeśli kosiarka działa na energię słoneczną i nie ma po drodze rabaty filtrującej, substancje organiczne z mulczu trafią prosto do zbiornika retencyjnego. A to prowadzi do eutrofizacji – nagromadzenia składników odżywczych, które mogą zaburzyć ekosystem wodny. Właśnie dlatego kluczowe jest zaprojektowanie rabaty, która przechwyci te substancje. Gdy pojawi się ulewny deszcz, organiczne resztki nie zdążą się rozłożyć w glebie i trafią do wód powierzchniowych. Bez odpowiedniego bufora proces eutrofizacji przyspieszy, niszcząc równowagę biologiczną.
Dzięki temu podejściu projektowanie przebiega odwrotnie niż zazwyczaj – najpierw definiuję funkcjonalne zależności, a dopiero potem tworzę warstwę wizualną. Nie projektuję kompozycji, by potem szukać dla niej uzasadnienia – zamiast tego rozwiązuję realne problemy, a estetyka jest ich wynikiem. Takie podejście staram się przekazać studentom. Na zajęciach nieustannie prowadzimy dyskusje – oni denerwują się na mnie, ale nadal debatują. Tworzą tabelki z możliwymi rozwiązaniami, analizują przestrzeń i nagle okazuje się, że układ projektowy przewraca się do góry nogami. Trawniki, które początkowo zajmowały 70-80% powierzchni, zostają ograniczone do 20%. Resztę wypełniają rośliny, które już tam rosły lub które naturalnie się pojawią – tworząc ekosystem czwartej przyrody. Niektórzy pytają: „Ale to będą zarośla?”. Tak, będą. W niektórych moich projektach 90% roślinności to ta, która już istniała, ta, która samoczynnie się pojawiła, i ta, która potencjalnie wyrośnie. Bo prawdziwie zrównoważone projektowanie nie polega na narzucaniu, ale na zrozumieniu i współgraniu z naturą.

Co da ci umiar w ogrodzie?

Według Januszczyka umiar w budowaniu ogrodów to nie tylko ukłon w stronę środowiska, ale także oszczędność - miejsca, czasu i pieniędzy. 

Często spotykam klientów, którzy mają gotową wizję. Zawsze wtedy pytam: "A po co? Do czego to będzie służyć?". Czasem wystarczy podać kilka przykładów, aby uświadomić im, że niektóre pomysły są zbędne. Pracowałem niedawno dla klientów, którzy początkowo chcieli zachować na działce tylko jedno drzewo. Po rozmowach i analizie kosztów zdecydowali się zostawić 40% istniejącej roślinności. Pokazałem im, że dorosłe egzemplarze drzew i krzewów, które chcieli usunąć, kosztują nierzadko 10 tysięcy złotych za sztukę. Szybko zrozumieli, że bardziej opłaca się zostawić to, co już rośnie, bo to dużo pieniędzy. Klasyczny ogród może kosztować 200 tysięcy złotych, a ja potrafię go zoptymalizować do 50–70 tysięcy, eliminując zbędne elementy. Przykład? Ktoś projektuje ogród i umieszcza altankę na drugim końcu działki. Pytam: "Ile razy tam pójdziesz?" Jeśli sporadycznie, to może lepiej przesunąć altankę bliżej tarasu, zadaszyć go i połączyć te dwa elementy? Dzięki temu oszczędzamy miejsce, materiały i czas. Kluczowe jest więc projektowanie całościowe. Należy myśleć nie tylko o samej budowie, ale o całym cyklu życia ogrodu – od projektu, przez realizację i eksploatację, aż po przyszłość, gdy ogród przestanie istnieć. Ważne jest, by wiedzieć, gdzie można wykorzystać materiały ponownie lub jak je zutylizować zgodnie z zasadami gospodarki o obiegu zamkniętym.

... pochwałę lenistwa! 

No właśnie, umiar w ogrodzie ma nam dać także pochwałę lenistwa. Czy to banalna korzyść? A może taka o której trochę wstyd mówić? Wojciech Januszczyk przyjrzał się dokładnie i temu sformułowaniu. Doszedł do bardzo ciekawych wniosków. Tylko pytanie, czy to spodoba się miłośnikom mindfulness? W swojej refleksji nad współczesnym ogrodem przydomowym porusza dużo głębsze zagadnienie związane z obecnym modelem życia. Podkreśla, że warto docenić lenistwo, które wcale nie jest czymś negatywnym:

My nie potrafimy czytać naszej definicji lenistwa i uważamy, że jest w tym coś negatywnego, a tak naprawdę, jak się otworzy Słownik Języka Polskiego, to okazuje się, że lenistwo to jest ten słynny mindfulness. Tylko że mindfulness lepiej brzmi. Lenistwo to wypoczynek bierny, wykonywany w czasie, który przekracza stosowane normy społeczne. Problem tkwi w tym, że normy społeczne są silnie zdominowane przez ekonomię i wydajność. W efekcie ludzie nie pozwalają sobie na odpoczynek, ponieważ ten nie generuje mierzalnych korzyści, takich jak wzrost PKB, który nie uwzględnia parametrów dobrostanu i dobrego samopoczucia. Tego tam nie ma. Są tylko parametry ekonomiczne, matematycznie policzalne. Jeżeli jednak ten dobrostan jest dla nas bardzo ważną rzeczą, to go twórzmy, a lenistwo jest jednym z jego założeń. Bo lenistwo nie jest formą totalnego upadku człowieka. Może być wykorzystane bardzo pozytywnie – w nicnierobieniu, w rezygnacji z pewnych rzeczy, z niepędzenia.

Wykładowca zwraca uwagę na paradoks współczesnego modelu życia. W jego ocenie, wielu ludzi poświęca ogromne środki na stworzenie wymarzonego miejsca do życia, ale nie ma czasu, by z niego korzystać. Kiedy wreszcie pojawia się chwila wytchnienia, zamiast odpoczywać, chwytają za kosiarkę i znowu pracują. Podobnie rzecz ma się z dziećmi. Współczesne podejście do wychowania opiera się na maksymalnym wypełnianiu im czasu dodatkowymi aktywnościami – muzyką, sportem, językami obcymi.

Po co ci ogród, skoro nie masz na niego czasu? Po co twojemu dziecku ogród, skoro wychowuje się na tylnym siedzeniu samochodu, jeżdżąc z jednych zajęć dodatkowych na drugie? (...) Te zajęcia dodatkowe nie są dla dzieci. One są dla rodziców. To oni spłacają własne niespełnione ambicje. W efekcie dzieci uczą się wielu rzeczy, ale nie mają czasu na zwykłe lenistwo, które jest równie istotne dla ich rozwoju. Pasja jest ważna, zdolności manualne są ważne. Ale niech to będzie zrównoważone lenistwem. (...) Wracamy wieczorem z pracy, korków, zajęć dodatkowych. Czy idziemy do ogrodu? Nie. Nie mamy na to czasu ani energii. Znajomi przyjdą w sobotę – to raz na jakiś czas. Ale jak już przychodzi ta sobota, to zamiast leżeć i patrzeć w niebo, pierwsze, co robisz, to wyciągasz kosiarkę. Pracujesz, zamiast odpoczywać. Albo zmuszasz swoje dziecko, żeby kosiło, bo musi nauczyć się pracy. Tak? I ono kosi. Po co? Żeby było ładnie. Po co ma być ładnie, skoro was tam nie ma?

Jako przykład alternatywnego podejścia Wojciech podaje własny pomysł warsztatów szkolnych. Ich założenie? Leżenie bykiem... w trawie:

Chciałem zrobić warsztaty o pochwale lenistwa w szkołach, ale każdy chce zmienić nazwę. Na czym polegają? Najpierw przez miesiąc lub dwa nie kosimy terenu przy szkole. Potem zabieramy dzieciom telefony, odkładamy je na bok i każemy im leżeć w nieskoszonej trawie. I ktoś mnie pyta: "No i co?". Nic. Ale efekt jest. One ze sobą rozmawiają. "I już? A co one potrafią? Przecież nie ulepiły garnka, nie narysowały kwiatka, nie nauczyły się nowych słówek po angielsku". Nie. Ale potrafią leżeć bykiem. Potrafią patrzeć w chmury, odpoczywać i po prostu być.

To samo dotyczy projektowania krajobrazu. Januszczyk pyta swoich studentów: "Ile razy leżeliście w ogrodzie, który zaprojektowaliście?". Większość odpowiada, że ani razu:

A przecież ogród powinien być miejscem odpoczynku, nie kolejnym projektem do odhaczenia.  

Różnorodność biologiczna w warszawskim zoo?

Umiar umiarem, ale gdzie w tym wszystkim różnorodność, a szczególnie bio? W dyskusjach o wartości ogrodów przydomowych często pojawia się argument, że im więcej roślin posadzimy w ogrodzie, tym większa będzie jego bioróżnorodność. Jednak zdaniem Wojciecha Januszczyka to nie do końca prawda. Różnorodność biologiczna nie wynika z samej ilości gatunków sztucznie wprowadzonych do danego miejsca, lecz z tych, które tam rzeczywiście rosną i są naturalnym potencjałem ekosystemu

Ogrody z dużą liczbą gatunków roślin niekoniecznie zwiększają różnorodność biologiczną. Tworzą raczej mozaikę sztucznie zestawionych organizmów, a ich struktura bardziej przypomina kolekcje niż funkcjonujące ekosystemy. Dobrym porównaniem jest tutaj ogród zoologiczny. Jeśli przyjmiemy, że różnorodność biologiczna to liczba gatunków na danym obszarze, to w Warszawie największą bioróżnorodność mielibyśmy w ZOO. Nigdzie indziej nie znajdziemy takiej liczby różnych gatunków zwierząt na metr kwadratowy. Czy to jednak oznacza, że ZOO jest najbardziej bioróżnorodnym ekosystemem? Oczywiście, że nie. Podobnie jest z ogrodami botanicznymi, kolekcjonerskimi czy arboretami – to przestrzenie o dużej liczbie gatunków, ale niekoniecznie sprzyjające naturalnej bioróżnorodności. Są raczej magazynami gatunków niż miejscami, gdzie tworzy się stabilne ekosystemy. Prawdziwa różnorodność biologiczna wynika z obecności odpowiednich siedlisk oraz ich różnorodności. Kluczowe jest przygotowanie przestrzeni w taki sposób, by umożliwić funkcjonowanie organizmów o szerokim spektrum siedliskowym, ale też zapewnienie nisz dla gatunków o bardziej wyspecjalizowanych wymaganiach.

 Tekst: Katarzyna Zabielska, zdjęcie tytułowe: Fotograf Michał Siudzinski

 


☺️ Dziękujemy, że przeczytałaś/eś artykuł do końca. Bądź na bieżąco i zapisz się do newslettera. Odwiedź nas na Facebooku, Instagramie, Pintereście, YouTube oraz na naszym internetowym forum ogrodniczym.

Redakcja poleca
Lykos skrzyp polny ekstrakt 50 ml - Target
Lykos skrzyp polny ekstrakt 50 ml - Target
Kaptur ochronny biały – 60 cm x 80 cm – 3 szt. | Megran
Kaptur ochronny biały – 60 cm x 80 cm – 3 szt. | Megran
Biosept Active w sprayu, wyciąg z grejpfruta poprawiający odporność, na choroby – 750 ml
Biosept Active w sprayu, wyciąg z grejpfruta poprawiający odporność, na choroby – 750 ml
Miedzian 50 WP, Zwalcza choroby owoców – 100 g
Miedzian 50 WP, Zwalcza choroby owoców – 100 g
Obserwuj
Autor
Katarzyna Zabielska Katarzyna Zabielska

Architekt krajobrazu o szerokiej wiedzy na temat projektowania i światowych trendach w ogrodnictwie.

Artykuły autora Wszyscy autorzy
Tematy
Więcej na ten temat
Żywopłoty inne niż tuje. Oto dwie piękniejsze alternatywy
Komentarze

Artykuł sponsorowany
Żywopłoty inne niż tuje. Oto dwie piękniejsze alternatywy
Tagi
Najnowsze treści