Pan Arkadiusz z podróży po południowej Francji przywiózł wspomnienie krajobrazu z winnicami. Postanowił, że jeśli w przyszłości wspólnie z żoną kupią działkę i zbudują dom, założy własną mini-winnicę. Zobacz, jak się zakończyły marzenia naszych posesjonatów
Losy winnicy na Mazowszu
Wkrótce wszystko się doskonale ułożyło, ponieważ małżeństwo i ich znajomi kupili działki na szczycie rozległego pagórka. Wzniesienie, które zarastała łąka z placami maków i chabrów, było silnie nasłonecznione. To dawało panu Arkowi nadzieję, że uprawa jego winnicy powiedzie się.
Przestrzeń niewielkiej winnicy, na prośbę właściciela, wykonawcy ogrodu otoczyli niskim murkiem z piaskowca. W rzędach, między słupkami, rozciągnęli druty i posadzili sto sztuk winorośli. Dla dekoracji powierzchnię gruntu przysypali warstwą drobnych kamieni.
Południowo-zachodnia ekspozycja oraz ciepło promieniujące od kamieni dawały sadzonkom dobre warunki wzrostu. W innej części ogrodu powstała piwniczka ziemna. Miała służyć panu Arkowi głównie do wytwarzania i przechowywania wina z przydomowej uprawy. Wyposażona została nawet w małą linię produkcyjną, półki do leżakowania i siedzące miejsce do degustacji wina.
Niestety, pan Arek cieszył się winnicą zaledwie sześć lat. Mimo starannego selekcjonowania odmian winorośli, sadzonki wymarzały. Z powodu zbyt otwartego terenu, na dodatek smaganego mroźnymi wiatrami, nawet sadzonki określane przez producentów jako mrozoodporne (do -25°C), nie wytrzymywały mazowieckich zim i wiosennych przymrozków. Właściciele przez kilka lat cierpliwie je wymieniali, jednak później stwierdzili, że dłużej nie mogą działać wbrew naturze.
Winnica miała być zieloną, dekoracyjną przegrodą, dlatego powstała tuż przy tarasie – opowiada właściciel ogrodu. – Pędy i koronkowe liście winorośli są bardzo piękne, więc chciałem na nie patrzeć z bliska. Winnica jest nadal naszym marzeniem, ale na pewno nie na tym terenie.
Porażka uprawy winorośli zbiegła się z kolejną. Wody podskórne przesiąkały przez posadzkę piwniczki ziemnej i betonowa niecka zamieniła się w basen. Wtedy już absolutnie stało się jasne, że trzeba porzucić marzenia o smakowaniu własnego wina. Właściciele zrezygnowali z piwniczki. Jedynym wspomnieniem o niej jest skalniak z roślinami, który założyli na nasypie wokół niej.
Czas na lawendowy ogród z fontanną
Było nam żal winnicy, ponieważ przez trzy sezony udawało się zbierać winogrona. – opowiada pani Wiesława. – Zrobiliśmy z nich białe i czerwone wino, wydrukowaliśmy własne naklejki i banderole.
Wspominamy to jako znakomitą zabawę i relaks. Potem mieliśmy zgryz, w jaki sposób wykorzystać eksponowane miejsce po winnicy, znajdujące się tuż przed tarasem. Podczas upałów jest na nim sucho i gorąco niczym na Saharze. Kontynuując poprzedni ciąg myślowy i inspirację południową Francją, doszliśmy do wniosku, że fajnie będzie na kamienistym placu posadzić pole lawendy. Mąż, który nie lubi oczek wodnych, zaproponował, żeby ustawić tam również fontannę i ławki.
Pomysł z "lawendziarnią", jak ją nazywa pani domu, okazał się świetny. Około sto sadzonek lawendy posadzono w rzędach, tak jak na prawdziwych polach w Prowansji. Ich intensywny, ale bardzo przyjemny zapach nawet przy bezwietrznej pogodzie dociera do tarasu. Woda, krążąca w fontannie, nawilża powietrze w najbardziej suchej strefie ogrodu, a jej plumkanie umila wypoczynek.
Właściciele, sadząc lawendę, nie zlikwidowali poprzedniej nawierzchni. Dosypali nawet nową warstwę kamyków. Na tle zielonego trawnika, ogrodzona murkiem z piaskowca "lawendziarnia" z jasną nawierzchnią, jest widoczna z daleka i dekoracyjna.
W miejscu dawnej winnicy obecnie znajduje się fontanna, ławeczki oraz poletko lawendy. Intensywny zapach kwiatów wyczuwa się na pobliskim tarasie. |
Taras z dwiema strefami egzotycznymi
Taras został potraktowany jako najważniejsze miejsce przy domu. Ma powierzchnię 100 m2 i z tego aż jedna trzecia została zadaszona. Wiesława i Arkadiusz oddali jego budowę w ręce przedstawicieli firmy, w której kupili egzotyczne drewno (bangki rai). Zarówno legary, jak i deski wykonano z tego samego trwałego i twardego drewna.
Mimo że drewna egzotycznego nie trzeba impregnować (wtedy pokrywa się naturalną srebrzystą patyną), właściciele odświeżają nawierzchnię tarasu raz w roku. Używają specjalnego barwionego oleju, który sprawdza się i w słońcu, i w deszczu, i w śniegu. Dzięki niemu drewno ma kolor gorzkiej czekolady i wygląda jak nowe.
Na tarasie wydzielono dwie strefy wypoczynkowe. Pod dachem jest dostatecznie dużo miejsca, by jadać posiłki w większym gronie. Projektanci tarasu przygotowali tam komin i miejsce na stacjonarny grill, ale właściciele korzystają nadal z przenośnego gazowego rusztu.
Nisko opuszczony dach, z solidną izolacją cieplną sprawia, że przestrzeń pod nim zanadto się nie nagrzewa. Można więc tam siedzieć nawet w gorący dzień. Tuż obok znajduje się rozległy niezadaszony pomost. Latem stoi na nim hamak oraz leżanki do opalania. Tylko w największe upały, kiedy drewno pomalowane na ciemny kolor nagrzewa się do tego stopnia, że nie można go dotknąć bosą stopą, otwarta strefa tarasu bywa niekomfortowa w użytkowaniu. Ale to zdarza się rzadko.
Wrzosowisko było marzeniem pani Wiesławy. Powstało na skarpie w narożniku ogrodu. Uzupełnione astrami, najpiękniej dekoruje ogród późnym latem i jesienią. |
Czas na wrzosowisko
Ogród zaprojektowała dendrolog, Aleksandra Łukasiewicz. Dzięki niej jest tu wiele ciekawych drzew i krzewów. Można je oglądać, spacerując dookoła posesji po wybrukowanej ścieżce. Aby lepiej wyeksponować wybrane egzemplarze dekoracyjnych drzew (na przykład złotolistny wiąz lub miłorząb japoński), projektantka posadziła je w środku rond, będących częścią ścieżki.
Pani dendrolog nie miała problemu z doborem roślin do specyficznego, niejednorodnego gruntu na działce. Wiedziała, gdzie umieścić rośliny lubiące suche i piaszczyste podłoże, a gdzie znoszące bardziej mokre i gliniaste. Tak skrajnie różne warunki środowiskowe występują bowiem na przestrzeni 3000 mkw parceli (po odliczeniu powierzchni domu z tarasem i podjazdu, ogród zajmuje 2300 mkw).
Wyczekiwane przez panią Wiesławę wrzosowisko powstało, oczywiście, w narożniku posesji z suchą i piaszczystą glebą. Na początku posadzono 300 sztuk wrzosów, które, ku jej radości, pod koniec lata zamieniały się w ogromny kwitnący dywan. Niestety, podobnie jak winnica, przetrwały sześć pierwszych lat, a potem zniszczyła je surowa zima. Uprawy wrzosów i wrzośców nie dotknął jednak los winnicy.
Wrzosowisko tak pięknie się przebarwia jesienią i tak bardzo je lubię, że kontynuuję jego uprawę – mówi pani Wiesława. – Rok temu założyłam nowe, równie rozległe. Różnica jest tylko taka, że już nigdy nie zaniedbam okrycia krzewinek włókniną i siatką cieniującą na kilka zimowych miesięcy. Okazuje się, że posesja na szczycie pagórka, bardzo słoneczna, a jednocześnie wietrzna, po prostu ma trudniejsze warunki uprawy niż osłonięta drzewami i domami. I staramy się do nich dostosować.
Przy wschodniej elewacji rosną hortensje i hosty oraz dekoracyjne biało obrzeżone derenie, które czują się dobrze w cieniu. |
Kilka lat wcześniej w wymurowanych na stałe „donicach” pod oknami rosły pelargonie, ale obecnie są tam tylko rośliny nie wymagające częstego podlewania. |
Doświadczenia właścicieli z użytkowania ogrodu
Rośliny trzeba dobierać do klimatu oraz warunków panujących na działce. Zbyt optymistycznie podeszliśmy do uprawy winorośli. Z producentami winorośli dobieraliśmy mrozoodporne odmiany (ukraińskie), ale na nic się to nie zdało.
Przed zbudowaniem piwniczki ziemnej, radzimy wykonać badanie gruntu. Nasza powstała w miejscu, gdzie grunt jest gliniasty z wysoko zawieszonymi wodami gruntowymi. Mimo izolacji, posadzka i ściany piwniczki przeciekały.
Przed posadzeniem roślin starannie przygotowaliśmy grunt. Rekultywację przeprowadziła firma ogrodnicza. Użyła środków chwastobójczych, glebogryzarki, dowiozła żyzną ziemię i ułożyła z niej warstwę grubości 20 cm. Prace trwały od czerwca do września.
Ogród w nasłonecznionym i wietrznym miejscu musi mieć system nawadniania. Wybraliśmy system firmy Gardena i wyposażyliśmy go w automatyczne sterowanie. Na początku działał w oparciu o studnię, obecnie jest podłączony do sieci wodociągowej.
W trudnych do pielęgnacji miejscach zastosowaliśmy geowłókninę (wzdłuż żywopłotów, na kamienistym placu z lawendą). Rabaty co roku ściółkujemy korą ogrodniczą.
Mamy kłopot z kretami na trawniku (1000 mkw). Jedna z firm zaproponowała zdjęcie darni, położenie siatki przeciw kretom oraz nowej darni z rolki za 60 000 zł. Uznaliśmy to za przesadę! Nie wykonaliśmy kwietnych łąk, które zaplanowała projektantka ogrodu. Odradzili nam to inni ogrodnicy.
|
2006-03-21
Tekst i zdjęcia: Lilianna Jampolska/ Magazyn Budujemy Dom