Czym tak naprawdę jest ogrodnictwo partyzanckie?
Wyobraź sobie opustoszałą, szarą działkę w środku miasta. Codziennie przechodzisz obok i myślisz: „Szkoda, że nikt nie posadzi tu czegoś ładnego!”. Pewnego dnia jednak pojawiają się tam słoneczniki, lawenda, a może nawet grządka z ziołami. Kto to zrobił? Możliwe, że ogrodnicy partyzanci!
Ogrodnictwo partyzanckie, znane też pod angielską nazwą guerrilla gardening, to nic innego jak spontaniczne sadzenie roślin tam, gdzie nikt się tego nie spodziewa. Najczęściej dotyczy to zaniedbanych terenów w miastach: pustych trawników, dziur w chodnikach czy nieużytków.
Jak to się zaczęło?
Ruch ogrodnictwa partyzanckiego, choć w dzisiejszych czasach zyskał szerokie uznanie, swoje korzenie ma w latach 70. XX wieku w Nowym Jorku. To właśnie wtedy aktywiści, zainspirowani zarówno miłością do zieleni, jak i potrzebą poprawy zaniedbanych przestrzeni miejskich, rozpoczęli działania, które miały zwrócić uwagę na problem braku dbałości o miejskie nieużytki. Jednym z najbardziej znanych przykładów takiej inicjatywy była akcja na Lower East Side, gdzie opuszczony plac, wcześniej pełen gruzu i odpadów, został przekształcony w zieloną oazę.
Liderem tego ruchu była Liz Christy – artystka i działaczka społeczna, która z grupą podobnie myślących ludzi, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. W 1973 roku rozpoczęli oni rewitalizację opuszczonej działki. Posadzili drzewa, kwiaty i krzewy, przekształcając miejsce w coś, co nazwano później "Liz Christy Garden". To nie tylko poprawiło estetykę okolicy, ale też stworzyło przestrzeń dla mieszkańców – miejsce do odpoczynku, relaksu i kontaktu z naturą. Ogród ten istnieje do dziś i jest symbolem początków ruchu ogrodnictwa partyzanckiego.
Dlaczego ludzie wciąż to robią?
Pomimo tego, że wiele miast obecnie inwestuje w rozwój przestrzeni zielonych, te działania często koncentrują się na dużych, prestiżowych projektach. Tymczasem zapomniane i mniej popularne tereny, takie jak opuszczone działki, zaniedbane skwery czy niewykorzystane przestrzenie między budynkami, wciąż pozostają poza uwagą władz. To właśnie tam wkraczają ogrodnicy partyzanci, których motywacje są różnorodne, ale łączy je jedno – chęć zmiany.
Dla jednych to sposób na poprawienie estetyki miejsca, w którym żyją. Inni traktują takie działania jako formę protestu przeciwko wszechobecnemu betonowi, który dominuje w miejskim krajobrazie. Są również tacy, dla których ogrodnictwo partyzanckie jest społecznym manifestem: „Jeśli nikt nie dba o tę przestrzeń, my to zrobimy!”. To ich odpowiedź na bezczynność i brak troski o zaniedbane otoczenie.
Działania ogrodniczych partyzantów te mają także wymiar ekologiczny. Rośliny oczyszczają powietrze, obniżają poziom hałasu i stwarzają przestrzeń dla owadów oraz ptaków. W dobie kryzysu klimatycznego każda, nawet najmniejsza inicjatywa, ma znaczenie. Zamiast czekać na decyzje władz, ludzie biorą sprawy w swoje ręce, zmieniając betonową rzeczywistość na bardziej przyjazną i zieloną.
Czy za sadzenie kwiatów można dostać mandat?
Niestety, prawo nie zawsze patrzy przychylnie na partyzantów z łopatką. Według przepisów w Polsce (i w wielu innych krajach) sadzenie roślin na cudzym terenie bez zgody właściciela to naruszenie prawa własności. Może się to skończyć mandatem lub żądaniem usunięcia roślin.
Jak zacząć działać odpowiedzialnie?
Jeśli idea ogrodnictwa partyzanckiego brzmi dla ciebie kusząco, pamiętaj o kilku zasadach, które pomogą ci uniknąć problemów:
- Wybieraj opuszczone, zaniedbane tereny. Sadzenie roślin na skwerze pod urzędem miasta może skończyć się kłopotami, ale opuszczona działka na obrzeżach to inna sprawa.
- Stawiaj na trwałe rośliny. Kwiaty, które nie wymagają dużo wody czy opieki, sprawdzą się najlepiej. Lawenda, nagietki czy słoneczniki to świetny wybór.
- Zadziałaj wspólnie. Im więcej osób zaangażujesz, tym większe szanse, że akcja spotka się z akceptacją, a nie oporem.
- Sprawdź, czy możliwe są legalne opcje. Możesz zapytać lokalne władze o dany teren i możliwość "posiania kwiatów" – okazuje się, że większość wspiera takie działania.
Zielony bunt – warto czy nie?
Ogrodnictwo partyzanckie to piękna inicjatywa, która przywraca życie zapomnianym przestrzeniom i daje mieszkańcom miast odrobinę natury w betonowej rzeczywistości. Choć czasem wymaga balansowania na granicy prawa, niesie ze sobą wiele korzyści – zarówno dla środowiska, jak i dla społeczności. Dzięki tak prostemu gestowi jak posadzenie kwiatów możesz zmienić nie tylko otoczenie, ale i sposób, w jaki inni postrzegają swoje miasto. Więc jeśli masz ochotę na małą rewolucję z łopatką w ręku, działaj – ale z głową!
Zdjęcie tytułowe: Best / AdobeStock