Latem 2015 roku nagrywaliśmy zdjęcia do programu Gardeners’ World z udziałem aktora komediowego, Griffa Rhysa, w jego ogrodzie. Miejsce było cudowne i umożliwiało, jak to często bywa, fascynujący wgląd w postać osoby prywatnej, kryjącej się za personą publiczną.
Najmocniej jednak utkwiło we mnie coś, co Griff powiedział: „Do ogrodu trzeba dorosnąć. Nie martwmy się, że dzieci nie spędzają mnóstwa czasu na pracach ogrodowych. Dojrzeją do tego w swoim czasie”.
Poruszyło to we mnie pewną strunę i wywołało żywą reakcję w mediach społecznościowych. A jednak nadal, jak dawniej, mamy do czynienia z wielką presją, aby zainteresować „młodych ludzi” ogrodnictwem. Sądzę, że jest to skazane na niepowodzenie. Problemem numer jeden jest to okropne określenie: „młodzi ludzie”, które jasno daje do zrozumienia, że NIE jestem już młody, a także jak bardzo „młodzi ludzie” różnią się ode mnie.
Po drugie, żadna szanująca się osoba poniżej 25. roku życia nie będzie zwracać uwagi na starego dziada, mówiącego jej, czym ma się interesować. Po trzecie, nie ma na to większych szans, jeżeli „młody człowiek” nie ma dostępu do własnego ogrodu albo działki. Kiedy byłem dwudziestoparolatkiem, nie było to wcale tak mało prawdopodobne, ale posiadanie lub dzierżawienie ogrodu bądź działki przez osobę poniżej 30. roku życia, czy nawet starszą, jest dziś coraz rzadsze...
Pełen tekst możesz przeczytać w magazynie Gardeners' World Polska Styczeń-Luty 2017