Bishop of Llandaff’ [‘Biskup z Llandaff’] ma się z czego spowiadać. Jeszcze całkiem niedawno dalie były w ogrodach równie pożądane, jak plastikowe krasnale, ale nie miały w sobie nawet połowy ich potencjału ironicznego. Były niedzisiejsze, niemodne i najczęściej po prostu okropne. A potem pojawił się „Biskup” w swoich bogatych szatach koloru czerwieni alizarynowej, ozdobionych pośrodku królewskim złotem.
Szybko zyskał popularność wśród tych samych ludzi, którzy nienawidzili dalii, co dało bardzo zły przykład. I zanim ktokolwiek zdążył powiedzieć ‘Arabian Night’ czy ‘Grenadier’, dalie zaczęły pojawiać się w ogrodach uznawanych za wzorcowe – i wszyscy zaczęliśmy je wielbić. Cóż, nie wszystkie…
Nie te okropne, wulgarne odmiany, przypominające krzykliwy kapelusz zakładany na pełne rechotu przyjęcie weselne przez damę dzierżącą w jednej dłoni papieroska, a w drugiej dżin z sokiem pomarańczowym. Nie te uprawiane z cichym pietyzmem na działkach jak kraj długi i szeroki, a pod koniec lata ukazywanych pojedynczo, jak kwiatowe haiku, pod namiotami na wystawach ogrodniczych we wszystkich zakątkach Wysp.
I nie te, które rosną w niewłaściwym miejscu, i nie te, które wywyższają się na rabatach. Ale te odpowiednie dalie – jak odpowiedni ludzie – to dopiero coś! Łatwo jest obśmiewać. Wszyscy mamy swoje uprzedzenia wobec roślin (sam muszę się jeszcze nauczyć myśleć o begoniach bez odrazy). Jednak dorastałem wśród dalii. Są częścią flory mojego przedziwnego dzieciństwa...
Pełen tekst możesz przeczytać w magazynie Gardeners' World Edycja Polska Lipiec-Sierpień 2016