Logo
Logo

Zwierzo-zwierzenia

Wystarczy wprowadzić do ogrodu kilka niewielkich zmian, aby przyciągnąć fascynująco bogaty wachlarz przedstawicieli dzikiej fauny, twierdzi Monty.

Kiedy stykam się z określeniem „ogród naturalny”, zawsze jestem nieco podejrzliwy, bo sugeruje ono, że wszystko, co zostało „stworone ludzką ręką”, jest pozbawione dziko żyjących stworzeń lub wręcz im nieprzyjazne. Kojarzy mi się też z pewną selektywną hierarchią i podziałem na istoty bardziej interesujące i sympatyczne (motyle, ważki, jeże i traszki) i ignorowane, choć nieuniknione (mszyce, ryjówki, mrówki, ślimaki i im podobne), które wrzuca się do szuflady z napisem „szkodniki”, jakby nie były „dzikimi stworzeniami”.

Tak naprawdę lubię myśleć, że każdy, nawet najmniejszy zakątek Longmeadow przyciąga maksymalnie szerokie i zróżnicowane grono przedstawicieli fauny i akceptuję fakt, że niektórzy z nich nie sprzyjają moim ogrodniczym interesom i nie żyją wyłącznie po to, aby mnie bawić czy zachwycać. Mam nadzieję, że w zamian tolerują moją obecność jako jeszcze jednej dzikiej istoty dzielącej z nimi przestrzeń.

Akceptuję również fakt, że w pewnym stopniu przekonanie to wynika z mojej wiedzy czy wręcz samozadowolenia. Ostatecznie całkiem publicznie głoszę zasady naturalnego ogrodnictwa [organic gardening] i starannie zaprojektowałem maksymalnie bogate i zróżnicowane środowisko dla najróżniejszych stworzeń. Jeżeli Longmeadow jest tak bardzo przyjazne dzikiej przyrodzie, to tylko dlatego, że sami to sprawiliśmy...

Pełen tekst możesz przeczytać w magazynie Gardeners' World Polska Wrzesień-Październik 2016