Na początku lat 80., jeszcze przed kryzysem w 1988 roku, pracowaliśmy nad zapachem Monty Don, który sprzedawalibyśmy łącznie z biżuterią. Ostatecznie perfumy te nigdy nie trafiły do produkcji, ale praca nad ich recepturą była przyjemna i onieśmielająca.
Oczywiście celowaliśmy w coś apetycznego, coś nieodpartego, ale były to skomplikowane i zupełnie subiektywne odczucia – „apetyczny” dla każdego oznacza coś innego. Ja na przykład uwielbiam piżmowy i cierpki zapach szachownic cesarskich, ale niektórzy twierdzą, że cuchną lisem oznaczającym swój teren. Cóż, de gustibus non est disputandum...
Pełen tekst możesz przeczytać w magazynie Gardeners` World maj-czerwiec 2015